sobota, 4 maja 2013

Relacja: Leszek Możdżer i Lars Danielsson – Starzy i Młodzi w Krakowie

Nie brakuje na świecie malkontentów. Przecież Możdżer to gwiazda mainstreamu, celebryta, modniś. Sprzedał się już dawno temu i nie ma własnego stylu. Można zżymać się bez końca na Leszka Możdżera. Trudno jednak o bardziej wszechstronnego pianistę.

Bo z jednej strony, potrafi zagrać tonem czystym, przejrzystym, klarownym. Ale to nie dziwi nikogo, melodia to zawsze była mocna strona Możdżera.

Potem jednak dźwięk pianista preparuje, spontanicznie kładąc na strunach fortepianu szklankę czy ręcznik. I dokonuje nie lada zręcznych rytmicznych akrobacji. Fruwa nad klawiszami aż dech zapiera. Wydaje się, że improwizacja wyrzuciła go w nieznane lądy, by za sekundę ku zaskoczeniu publiczności, zagrać z Danielssonem wspólnie dźwięk w dźwięk skomplikowaną frazę.

Następnie inicjatywę przejmuje Lars. Zamienia kontrabas na wiolonczelę. Gra wolno, daje strunom wybrzmieć. W mgnieniu oka kreuje bezmiar przestrzeni i napięcia. Dźwięki następują po sobie niespiesznie, wibrują, rozchodzą się po kątach. Zajmuje to tak, że kompozycja zdaje się kończyć, zanim rozpoczęła się na dobre.

Finalnie obaj panowie traktują swoje instrumenty czysto rytmicznie. Po prostu uderzają w nie dłońmi. Płynie groove. Żwawy, giętki, błyskotliwy.

Jeśli za miarę relacji między dwojgiem ludzi uznamy szerokość pola ich porozumienia, to z całą pewnością Możdżer i Danielsson pozostają w związku nad wyraz intymnym. Ciągły kontakt wzrokowy, drobne gesty, uśmiechy dawały wrażenie, że muzycy nie mają przed sobą tajemnic. Ot, muzyka okazuje się najlepszą z możliwych sytuacji komunikacyjnych.

Pojawiły się utwory z nagranej w duecie „Passodoble” („Praying”). Nie brakło też kompozycji z pokrytego podwójną platyną albumu „The Time” („Easy Money”). Na bis z kolei muzycy wykonali „Svantetic” Krzysztofa Komedy.

Wszystko to się działo z łatwością, lekkim dotknięciem, wirtuozerią. Panowie byli tego wieczora w dobrej formie. Odprężeni, biła od nich energia, świeżość, elegancja.

No, chyba nie ma z nami już żadnych ponuraków.

Niechaj więc błogosławieni z wysoka i głębi będą Leszek Możdżer i Lars Danielsson!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz