Było tak: wizyta u dziadków. Młodego Pata
nudzą rozmowy dorosłych przy stole. Wymyka się więc ze swoim kuzynem
pobuszować trochę po wielkim domu. Chłopcy długo się nie zastanawiają,
od razu dają nura do piwnicy. A tam, znajdują coś co na zawsze zmieni
życie przynajmniej jednego z nich.
Pianola. Mechaniczne, napędzane siłą nóg
pianino. Zdolne zagrać każdą melodię zapisaną na specjalnych rolkach.
Choć instrument pokryty był grubą warstwą kurzu i zdawał się być nie
używany od dziesiątek lat, chłopcy wypróbowali wszystkie rolki. „To jest
coś! Niby staroć, ale zupełnie jak z filmu science fiction” – myślał
Pat.
Pat Metheny rośnie zdrowo. I szybko robi
karierę jako muzyk. W wieku 19 lat poznaje słynnego wibrafonistę
Gary’ego Burtona, który zaprasza go do współpracy. Pierwsze płyty
nagrywa zaś z z Jaco Pastoriusem. Nie mija długa chwila, a Metheny
rozbłyska jako jedna z najjaśniejszych gwiazd jazzowego światka. Dziś
znamy go wszyscy.
Mimo upływu lat, kolejnych nagród
Grammy, jest jednak coś co nie daje Methenemu spokoju. Wspomnienie z
dzieciństwa – mechaniczna pianola.
Pat znowu daje nura. Tym razem do
biblioteki. Tam pochłaniają go książki o Orchestrionie. Wielkiej XIX
wiecznej szafie grającej – o wiele bardziej skomplikowanej niż dziadkowa
pianola.
Metheny zatrudnia sztab naukowców i
mechaników: chce mieć orchestrion na miarę XXI wieku. Efekt przechodzi
najśmielsze oczekiwania. Wielka maszyna składa się z przeróżnego rodzaju
bębenków, dzwoneczków, cymbałów, marimb, robotów gitarowych, czyneli,
rur, wibrafonu, czy nawet odpowiednio nastrojonych butelek z wodą, w
które specjalna pompa dmucha powietrze. Wszystko to wprawiają w ruch
młoteczki, popychacze, ciągadełka. W 2010 roku Pat wydaje przełomową
płytę „Orchestrion” i wyrusza w trasę koncertową. Z Orchestrionem
zwiedza niemal każdy zakątek świata. Także Polskę.
Orchestrion zdaje egzamin. Nad wszystkim
czuwa Metheny. Autokrata, demiurg, szaleniec, wynalazca. Jednym gestem
wprawiający w działanie całe uniwersum ruchów i dźwięków. Wbrew opiniom
sceptyków, muzyka nie pada ofiarą swojej mechaniczności – mogłaby
przecież być statyczna, kwadratowa, sztuczna. Jest zupełnie inaczej. Ma
mnóstwo przestrzeni, warstw, pełna jest życia i charakterystycznych dla
Metheny’ego melodii.
Dziś mamy rok 2013 i znów głośno robi
się o Methenym i jego Orchestrionie. „The Orchestrion Project” wydany
zostaje zarówno w wersji audio (podwójne CD) jak i video (DVD/Blue Ray).
Okładka CD określa zawartość krążków jako „ścieżkę muzyczną do filmu
nagranego przez braci Pierre & Francois Lamourex” (wersja video).
Nie jest to rzecz jasna film fabularny.
To po prostu zapis live występu solowego Pata i jego instrumentarium w
opuszczonym kościele w Brooklynie. Stanowić ma on dokumentację show
koncertowego, jakie dawał gitarzysta w czasie światowego tournée.
Mamy tu przede wszystkim świeże
aranżacje („pozwalające uwolnić pełnię potencjału Orchestrionu” – jak
twierdzi wydawca) utworów z wydanej trzy lata temu płyty „Orchestrion”.
Te jednak nie różnią się zasadniczo od swoich pierwowzorów. Oprócz tego
na płytach znajdują się nowe odsłony melodii świetnie znanych z innych
płyt Metheny’ego – takich jak „Tell Her You Saw Me” czy „Stranger in
Town”. Całkiem nowe są tu tylko dwa utwory-improwizacje.
I to właśnie stanowi największą wadę
wydawnictwa. Nie znajdziemy tu wiele nowości. Jeśli ktoś ma już
„Orchestrion”, może sobie „The Orchestrion Project” odpuścić. Chyba, że
zdecyduje się na wersję DVD/Blue-Ray. Wszak efekt wizualny odgrywa tu
niebagatelną rolę.
Mimo, że sama historia mechanicznej
orkiestry jest fascynująca, to na najnowszym albumie Pata Metheny’ego
rewolucji żadnej nie znajdziemy. To po prostu kolejna porcja muzyki od
dużego już chłopca, którego doskonale znamy, wzbogacona o dużą zabawkę,
którą poznać też już zdążyliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz