Craig Taborn nieczęsto
nagrywa płyty pod swoim nazwiskiem. W jego trwającej ponad 20 lat
karierze „Chants” jest dopiero piąte w kolejności. Nie znaczy
to jednak, że ten jedyny w swoim rodzaju pianista próżnuje.
Udziela się bowiem obficie na wielu cenionych albumach takich
artystów jak: Chris Potter, Roscoe Mitchell, Michael Formanek, Dave
Douglas.
„Chants” to jego
druga płyta nagrana dla słynnej wytwórni ECM. Dwa lata temu ukazał
się świetny „Avenging Angel”. Płyta solowa. Minimalistyczna.
Zbudowana w całości wokół ciszy, zdumiewająca dramaturgią,
trzymająca w napięciu zdolnym rozsadzić wyobraźnię.
Taborn to spec od
kreowania nastroju. Przy czym słowo nastrój należy traktować tu z
całą odpowiadającą mu powagą. Gdy mówi się o nastroju w
przypadku takich artystów jak Taborn, nie mamy na myśli ognia
trzaskającego w kominku w zimowy wieczór, albo kolacji przy
świecach.
Zmiana nastroju polega
na wprowadzeniu w inny stan świadomości. To przeniesienie percepcji
na inne tory. Zmiana interpretacji świata.
Od razu trzeba
zaznaczyć, że wejść w tabornowy nastrój nie jest łatwo. Wymaga
to porzucenia dotychczasowych wyobrażeń dotyczących czasu i
przestrzeni. Jego muzyka zarówno na „Chants”, jak i poprzedniej
płycie, pozbawiona jest typowo rozumianej motoryki.
Jest w pewnym sensie
zostawiona sama sobie. Nic nie jest tu narzucone, nikt jej nie
prowadzi, nie pcha na siłę. Mnóstwo tu otwartej przestrzeni.
Wolnej, niezorganizowanej, przykrytej niekiedy mocno abstrakcyjnie
brzmiącymi dźwiękami.
Tabornowi na „Chants”
towarzyszą Gerald Cleaver i Thomas Morgan. Sekcja rytmiczna, którą
nie tak dawno mieliśmy okazję słyszeć na „Wisławie” Tomasza
Stańki. O ile jednak na albumie polskiego trębacza panowie grali
pod dyktando lidera. To u Taborna tworzą z liderem organizm
nierozerwalny, składające się z równej wagi elementów trio. Nic
w tym dziwnego, muzycy ci grają już ze sobą od 8 lat. To ich
pierwsza udokumentowana studyjnym nagraniem próba.
Muzyka na „Chants”
jest mroczna, momentami bardzo kanciasta, nawiedzona, poszukująca,
zadająca raczej pytania niż udzielająca odpowiedzi. Jest to
jednocześnie pełnokrwista improwizacja, wrażliwa, organiczna,
wsłuchana w siebie.
Jest to naprawdę mocna
rzecz.
PS. Nie ma na youtubie ani jednego utworu z "Chants". Posłuchajmy więc "This is how you disappear" z poprzedniej płyty Craiga Taborna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz