Jazz Juniors to festiwal niezwykły. Tu grali i zwyciężali młodzi Leszek Możdżer, Tomasz Stańko czy Krzysztof Ścierański. Siłą Festiwalu jest nade wszystko jednak to, że ci najlepsi z najlepszych, którzy już dawno do jazzowych żółtodziobów nie należą, wciąż chcą tu przyjeżdżać, przypatrywać się młodym, wzajemnie inspirować i co najważniejsze występować, pokazując co znaczy granie z najwyższej półki. 6. grudnia na 38. Międzynarodowym Festiwalu Jazz Juniors zagrały gwiazdy – Rafał Sarnecki i Marcin Wasilewski Trio.
Wieczór rozpoczął swoim koncertem Rafał Sarnecki stojący na czele swojego międzynarodowego sekstetu. W czasie około godzinnego setu grupa zagrała kompozycje ze swojej najnowszej płyty –„Cat’s Dream”. Zespół tworzyli: saksofonista i klarnecista basowy Lucas Pino, pianista Glenn Zaleski, basista Rick Rosato, perkusista Colin Stranahan oraz pochodząca z Polski wokalistka Bogna Kicińska.
Wszystkie kompozycje napisane zostały przez Sarneckiego i jak sam przyznaje, od początku pomyślane były na sekstet. Stąd zapewne wynika niebywała demokracja w zespole gitarzysty. Każdy z muzyków mógł wykazać się zarówno jako członek brawurowo funkcjonującej machiny, jaki błyskotliwy solista.
Kompozycje Sarneckiego, zagrane z wielką sceniczną energią, brzmiały bardzo świeżo i oryginalnie. W mig zapamiętuje się tu charakterystyczne melodie, motywy. Znakomicie współbrzmienie wokalu, saksofonu tenorowego i gitary i niezwykle dynamiczna sekcja rytmiczna przesądzają jednoznacznie o wielkiej jakości zespołu.
Słowem – energia, siła i pomysłowość.
Czasu na oddech nie było zbyt wiele. Nie minęła chwila, a na scenie pojawili się muzycy, których nikomu w Polsce nie trzeba przedstawiać. Trio celebruje dwudziestolecie swojego istnienia, a przy okazji promuje swój nowy, znakomity materiał „Spark of Life”.
Rozwodzić się zbyt długo nad tym jak grają Marcin Wasilewski, Sławomir Kurkiewicz i Michał Miśkiewicz byłoby zapewne nietaktem. Powiemy więc tylko tyle, że to granie na wskroś dojrzałe i świadome, poparte ogromną wiedzą i doświadczeniem.
Na scenie działy się rzeczy niewidzialne. Istotą muzyki jaką gra Marcin Wasilewski Trio jest interakcja, a tego dnia grupa była jednością. Słychać więc było świadomość jaka towarzyszy każdej wydobytej nucie, a także naturalne, mające wiele z instynktu, reagowanie na to, co w aktualnej sekundzie wykrzesywali ze swych instrumentów pozostali członkowie zespołu. To tak jakby trzech mężczyzn nieustannie przeglądało się w lustrze. Trudno powiedzieć czy tego typu dialogi są możliwe gdzieś poza językiem jazzu czy muzyki w ogóle.
Po koncercie muzycy odebrali z rąk Marka Duszy złotą płytę i zagrali jeszcze raz na bis – kołysankę napisaną kiedyś przez pewnego ogromnie utalentowanego laryngologa.
Ale na tym się nie skończyło. Jazzowe improwizacje, również z udziałem muzyków, którzy pojawili się w niniejszej relacji, wybrzmiewały do białego rana w najlepszych krakowskich klubach: Harris Piano Jazz Bar i U Muniaka.
Relacja napisana dla portalu jazzsoul.pl